Dress code czyli „ubraniowy kod” w służbowych sytuacjach,
choć myślę, że to określenie może tyczyć też wielu
innych życiowych sytuacji, w których chyba jednak przywilejem jest, a nie obowiązkiem,
pilnowanie ubraniowego kodu. Indywidualizm diabli wzięli? Wydaje mi się, że dress
code starałam się opanowywać od czasów podstawówki tzn. od momentu kiedy zaczynałam mieć wpływ
na to jaki strój założę, choć wtedy jeszcze nie używano raczej tego obcojęzycznego
terminu, wiadomym mi już jednak było, że wiele sytuacji wymaga przyodziania
odpowiednich szat. W szkole nie rzucamy się w oczy - skromność formy przede
wszystkim, w kościele nie świecimy czym świecić nie powinniśmy itd. itp. Zawsze jednak w tych wszystkich
jakże różniących się od siebie sytuacjach próbowałam przemycić coś „swojego”,
żeby mi tego indywidualizmu diabli nie wzięli. Oj, nie zawsze było łatwo, czasy
specyficzne były, ale tego lepiej nie wspominać, choć śmiało mówię radziłam. Aż
nagle pojawiały się szmateksy, lumpeksy, ciucholandy lub też bardziej dostojnie
nazywając second handy i wyszukana w stosie ubrań biała spódnica w truskawki pomagała
zaistnieć modowo (swoją drogą ciekawe czy ktoś ją jeszcze pamięta oprócz mnie),
a i nietuzinkowy satynowy żakiet z wielkimi rozcięciami po bokach (nigdy więcej
podobnego nie widziałam) też zrobił swego czasu kawał dobrej roboty, że o tym
żakardowym nie wspomnę itd. itp. Już nawet w tych sytuacjach nie zezwalających na
szaleństwa mogłam znaleźć tzw. oficjalną białą bluzkę niepodobną do innych. Ale,
żeby nie zboczyć z tematu, nie jest to przecież pean o secondhandach (one są
kopalnią inspiracji bez dwóch zdań i nie potrzebują dodatkowego zachwalania),
to są nadal moje dość luźne przemyślenia na temat dress code or not dress code
(nie tylko w służbowym rozumieniu tego pojęcia, ale też tym szerzej rozumianym dotyczącym
stosownego ubioru w różnych sytuacjach). Dress code! I warto mieć w szafie i
dżinsy i little black dress. A dzisiaj? Koncert i zimno, więc at work - czarny płaszcz
z mnóstwem zamków błyskawicznych dla ozdoby i mnóstwem kieszeni dla ozdoby i pożytku, sweter, dżinsy, ciepła
apaszka z „nieciepłym nadrukiem”, dość rockowe wiązane botki. Dzisiaj modowy
luz, bo dziś woman at work - z drugiej strony kamery. A innym razem? O tym …
innym razem. A Waszym zdaniem dress code or not dress code? Dress code - przywilej dający pole do modowego popisu czy nudny obowiązek? Piszcie - czekam, a i koniecznie zajrzyjcie tutaj - dziś ostatni dzień konkursu. Wioletta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz